„Święto rewolucji”: Miało być święto, wyszło jak zwykle

Święto rewolucji
Michał Protasiuk
Wydawnictwo Literackie 2011

 

Zabierając się do Święta rewolucji Protasiuka, oczekiwałam bardzo dużo. Słyszałam rekomendacje od osób obdarzonych doskonałym gustem literackim, a sama okładka też zachęcała. Spiski, konspiracje, rewolucja społeczna na wielką skalę – niemal wszystko, co lubię w książkach, zebrane w jednym. Początkowo Święto rewolucji niemal spełniało wysokie oczekiwania; książka wydawała się może jedynie troszkę zbyt przegadana. Chciałam jednak dowiedzieć się, co stanie się z intrygującymi fabularnie pomysłami: na poznańskim Dębcu w świecie Święta rewolucji narodził się nowy mesjasz, jeden z głównych bohaterów – genialny marketingowiec – zatracił zdolność rozróżniania marek, inny bohater brał udział w eksperymencie mającym udowodnić istnienie życia po śmierci.

Starczyłoby tych pomysłów na cztery książki – a niestety, autor miał ich więcej. Święto rewolucji cierpi na bolesny przerost liczby wątków, na których rozwinięcie autorowi braknie czasu. Czytelnik nie dowie się, jak brak zdolności rozpoznawania marek wpłynął na życie bohaterskiego marketingowca, chociaż usłyszy o jego sukcesach zawodowych. Mesjasz i tytułowa rewolucja pojawią się niemalże w przypisach.

Gdyby chociaż bohaterowie Święta rewolucji przyciągali i interesowali – niestety. Główną rolę w intrydze odgrywają dwaj pracownicy korporacji, którzy błąkają się, próbują rozwiązywać intrygi, sypiają z paradą kobiet i podczas całej akcji książki nic właściwie nie tracą, nie zmieniają się i nie fascynują. Poza nimi spotkamy dwóch pomniejszych, ciekawszych bohaterów, a także – a przede wszystkim – paradę stereotypów. Jeżeli w książce pojawia się Japończyk, to yakuza albo pracoholik z osobowością kompulsywną. Wszystkie kobiety wpisują się w jeden z trzech archetypów: odrażającej jędzy, która pragnie jedynie przeszkadzać bohaterom bez większych powodów, dziwki, która rozłoży nogi przed każdym, lub (seksownej) dobrej dziewczyny, która otworzy nogi tylko przed wybranymi przez autora Dobrymi Charakterami, ale będzie ich niemiłosiernie dręczyć swym marudzeniem. Przynależność do archetypu definiuje kobiece postaci w całości; nie mają historii, rodzin, zainteresowań – poza sypianiem z bohaterami podczas bardzo purytańsko opisywanych scen erotycznych.

Jeśli wierzyć recenzjom, Protasiuk to prawdziwy erudyta, a w pisaniu Święta rewolucji miał czerpać z socjologii, fizyki, statystyki, by stworzyć genialne połączenie. Niestety – erudycja Protasiuka wydaje się wzięta z Wikipedii i niewielkiego zbiorku popularnych publikacji, z których pożycza topornie i nietwórczo. Scena w której bohaterowie infiltrują wielką korporację – właściwie słowo po słowie wzięta ze Sztuki podstępu Mitnicka. Fragmenty, w których fikcyjny krytyk literatury dokonuje celowo bełkotliwej pseudointerpretacji pewnej ważnej dla fabuły książki – niemal dosłownie zaczerpnięta z Modnych bzdur Alana Sokala. Protasiuk nie wypiera się tych inspiracji – fikcyjny krytyk nazywa się Alan Lakos – ale to nie wystarczy, by uczynić je ciekawymi i świeżymi, albo przynajmniej cokolwiek do fabuły wnoszącymi. Gdy w książce pojawiają się szyfry, robi szkolne błędy. Gdy w książce pojawiają się teorie statystyczne, nie wykraczają poza życzeniowe rozumienie statystyki. Spisek, który rozpracowują bohaterowie, jest prosty jak instrukcja obsługi cepa, a język, którym posługują się wyposażeni w dyplomy herosi korporacji brzmi często jak najgłupsze żarty wypowiadane w gronie informatyków. W książce na marginesie pojawia się religia Shinto – pojawia się tylko po to, by jej wyznawca doszedł do wniosku, że zachodni światopogląd jest oczywiście lepszy i pełniejszy, a Protasiuk skompromitował się niezrozumieniem shintoizmu.

Święto rewolucji bardzo mnie rozczarowało, tym bardziej, że uwielbiam książki o teoriach spiskowych, inteligentne wykorzystanie nauk ścisłych i społecznych w literaturze przyciąga jak magnes, a ciekawie opisane religijne i społeczne przemiany kulturowe na ogół sprawiają, że połykam książki w jedną noc. Jednak jest tyle dobrych książek opisujących te tematy – nie warto marnować czasu na Święto rewolucji.

Z bólem serca daję tej książce szkolne 2+ – 2 za ciekawe, choć zmarnowane pomysły, a plusa za dobre chęci.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz